Shut your mouth and run me like a river.

Klarowność. 
Przejrzystość. 
Zwięzłość.

Synonimy tego co jasne i czytelne. Szczere i obnażone, gotowe byś topił kły emocjonalności w szaleństwie korzystając z głęboko skrywanych prawd, dlaczego, zapytam. Dążymy do prawdy, żyjąc w kłamstwie. Minimalne manipulacje, wszystko pozór, afiszujesz to, co atencji wymaga. Szczerość nie jest estetyczna, prawdomówność bez ogródek, czy naprawdę tego chcesz?

Spotykam na drodze ludzi, twierdzących, że lubią rzetelnie przekazaną prawdę; jedni mówią "wal prosto z mostu, stary", inni skwitują "po prostu cenię". Ile w tym prawdy, dopóki nie przeholujesz? Jak wiele relacji zależy od umiejętnego posłużenia się krytyką. Warto czekać momentu ku wypowiedzeniu mądrych słów obiektywnego obserwatora, stojącego na uboczu?

Który sort gorszy; ten, który gniewem i niezrozumiałym oporem staje okoniem, gdy zdecydujesz się na odpowiednio dobraną, delikatna, konstruowaną misternie z uwzględnieniem wybuchowości, by nie urazić, krytykę, czy ten, który podziękuje uprzejmie, oznajmi jak bardzo Cię ceni, że to TY, właśnie Ty powiedziałeś jej/jemu co myślisz. Po raz setny, w przeciągu krótkiej znajomości. Jak skrajne rzeczy doprowadzają do obłędu, rycerze prawdy czy arystokracja kłamstwa.

Lubimy mydliny w oczach.

***
Pragnienie. 

Usta nabrały rubinowego odcienia, od pocałunków, gorących, w kolorze dojrzałej wiśni, czy jest coś w tym, że namiętność ubiera kolor krwi? Krew tak namiętnie krąży w żyłach, gdy chaos przejmuje kontrolę nad systemem uczuć, usypianych kiepskimi wymówkami. Nic nie miałoby znaczenia, gdyby kobieta ze snów, była tutaj, obok. 
Długie włosy, spadające aż w okolice talii, końcówkami napotykające krzyż u rozstaju pośladków, gdzie ręka z uporem maniaka błądzi, doceniając nadzwyczajny kształt kobiecej S-ki; linii, tworzonej przez zmysłowo wygięty kręgosłup. Czy to leży w naturze człowieka, że patrząc w Jej oczy, serce urasta w krwawe pożądanie, szkarłat spowija me widzenie i jedyne, czego pożądam, w danej chwili, z Nią naprzeciwko mej skromnej osoby, to konsumpcja karmazynowych warg, podczas wpatrywania się w piwne oczy, gładzenia kruczych włosów, słuchając rytmicznych łopotów serc, wyrywających się z piersi. Ścisk wilgotnych, porcelanowo białych ciał, dłonie, które zabłądziły w poszukiwaniu oparcia w człowieku. Cóż intymniejszego ponad zaufanie i zawierzenie sobie wzajemnie ust? Lubię te nieme szepty, które przesiąkają z wargi w wargę, ulatują bezgłośne jęki, przymknięte oczy, ukradkiem doszukujące się prawdy w obrazie nagiętej rzeczywistości. Gorąc, jeszcze raz piekło.
Już prawie jestem gotowa, chłodna dłoń uciska kobiecą perłę, lecz znikasz, światło rozdziera moje oczy i wiem, że to wszystko to kolejny sen, cholerna ułuda, nieosiągalna utopia, mityczna arkadia. Kołdra staje się ciężka jak z ołowiu, oczy mrugają z szybkością pocisków wystrzeliwanych z karabinu maszynowego nieprzerwaną serią. Światłowstręt czy płyny rozgoryczenia? Po raz kolejny, pozostają marzenia, niesmak soli na języku i kawa. Na wzór duszy, myślisz, umęczonej, grzebanej żywcem z każdym kolejnym porankiem jaki uda się przeżyć. Kwiaty na oknie, błysk łanów słońca, odbijający się od bladych parapetów, nic nie ma sensu, gdy człowiek pożąda człowieka płci tej samej, z powodów niejasnych nie mogąc sięgnąć po cel. 
Pogładzę się po biodrach, skrytykuję lustrzaną siostrę, potrę z troską ciemne przestrzenie pod oczami. Paradoks; sen sprzymierzeńcem rosnącego zmęczenia. 
Absurd.
Groteska.
Zakrzywione zwierciadło.

Komentarze

Popularne posty